sobota, 23 czerwca 2012

It's only rock'n roll, but I like it, czyli o rocku mój tata wie wszystko



Led Zeppelin ze swoim "uleee jedz cebulę" czyli Whole Lotta Love ma Was wprowadzić w rockowy klimat lat 70-tych. 
Tak z okazji Dnia Ojca kilka słów z muzycznym podtekstem o moim tacie. Nie nosił skórzanych spodni, długich włosów, nie szalał jak Lou Reed, nie jest koncertowym zwierzęciem, ale ma taką rockową płytotekę, której mogą pozazdrościć mu rockowe radiostacje. Wszystkie płyty ułożone w porządku alfabetycznym, wszystkie opisane, przekrój od lat 60-tych XX wieku po czasy współczesne.
On o rock 'n rollu wie wszystko. Kto z kim grał, kto na kogo się obraził i odszedł z zespołu, albo zaczął solową karierę, zna tytuły piosenek.
Fajnie mieć w domu chodzącą encyklopedię rocka - tatorockopedię :).

Dzięks za muzyczną edukację: Zeppellinów, Franka Zappę, oczywiście Stonsów, System Of a Down i Tool.

Tato, keep on rocking. Love ya.

Aha i niech Tool wyda w końcu nową płytę.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

O dziewczynce, której pamięć wróciła

Małgo była dziś ze swoją grupą z przedszkola na bardzo poważnej autokarowej wycieczce w parku dinozaurowym w okolicach miasta Łodzi.
Ponieważ, jak cała żeńska część naszej rodziny, cierpi na chorobę lokomocyjną, to matka nauczona doświadczeniem, dała dziecku na drogę aviomarin. Co by nie powiedzieć, to dzięki tej małej tabletce, naszych nieco dłuższych jazd samochodowych nie przerywa "mamo boli brzuszek" i nie kończymy z  torebką chorobową.  Na nas nie działąją "nieotumaniające czy imbiropochodne" specyfiki.
Ale wracając do tematu.
Po powrocie dociekliwi rodzice dopytują dochodzącego do siebie po zażyciu tabletki na literkę A, małego podróżnika.
-"Gosiu jak było na wycieczce?"
- "Fajnie" - odpowiada lakonicznie
- "A co jedliście?" - to mamusia, bo Małgo z tych co im jedzenie do życia niepotrzebne
- "Nie pamiętam."
- "A co widzieliście?"
- "DinoZARŁY." A to może coś jednak dzieci żarły pomyślała mamusia.
- "A co jeszcze zobaczyłaś?" - dopytuje mamusia
 - "Nie pamiętam."
A może lepiej było dać imbir do ssania, bo taka amnezja bo tym aviomarinie...


Jednak parę godzin później, jak już udało się ułożyć z kilku elementów szkielet "jakiegoś gada".
- "Mamusiu, a wiesz co ja tam jadłam?
- " No powiedz." zachęca mamusia
- "Zupę, mięso, frytki  i  była taka okrągła kanapka z żółtym serem. I piliśmy wodę i sok i to co wy, tylko nie pamiętam jak to się nazywa."
Matka przez chwilę myśli co takiego pije z tatusiem  i z lekką niepewnością pyta:
 - "Coca - colę?"
 -"Nie."
Ponieważ lista tego co pijemy jest dosyć kótka, szybko okazało się, że chodzi o herbatę.
UFF, aviomarin przestał działać a dziecku wróciła pamięć. Tylko o tych dinozaurach jakoś mało było.W końcu zawsze można wejść na stronę www i sobie zobaczyć te dinozarły.

sobota, 2 czerwca 2012

Dancing Queen

czyli tańczyć każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej.
Na początku trochę historii.
Jako dziecko, w latach 80-tych ubiegłego wieku zapisałam się na tańce towarzyskie. Pełna nadziei, że moim partnerem będzie chłopak w przedtrądzikowym wieku, poszłam na pierwsze zajęcia do domu kultury. Duża sala, prowadzący to znani medaliści taneczni. I klops - za dużo dziewczynek.
Parę lekcji w duecie z koleżanką z klasy to nie był szczyt moich marzeń. Nie czekając aż szwadron głodnych tańca młodzieńców dołączy do raczej żeńskiej grupy, poprosiłam rodziców, aby mnie wypisali. I tak moja kariera w tańcach nie nabrała rozpędu.
Prawie 3 lata temu w naszym życiu za sprawą moich córek pojawił się YULDANCE – studio tańca i gimnastyki artystycznej. Ponieważ trenerka to osoba z niesamowitymi pomysłami, więc utworzyła grupę dla osób w wieku 31+.
Przy wsparciu małżonka, widząc niedowierzanie w oczach moich córek poszłam nucąc Abbę: „You can dance, you can jive, having the time of your life…”
No i poszły konie po betonie. Rozgrzewka, bez obciążania stawów (pamiętajcie 31+), a potem Madonna, Michael Jackson i my babki 31+. 
Trochę się gubię, bo zamiast prawą to lewą nogą do przodu, zamiast ręce w prawo a nogi w lewo, to ja ręce w prawo i nogi w prawo. Ale co tam, po trzydziestu latach zaczęłam tańczyć w formacji tanecznej, która za rok ma wystąpić w mistrzostwach. I nie jest to syndrom ryczącej „prawie 40-dziestki” a spełnienie marzeń, jak w amerykańskim filmie „the dream comes true”.
A więc jak Madonna
„ Come on, vogue
Let your body move to the music
Hey, hey, hey
Come on, vogue
Let your body go with the flow
You know you can do it “
PS. Muszę pamiętać o ostrzeżeniu moich córek: „mamusiu tylko nie rób syrenki”.

piątek, 25 maja 2012

A ja wolę moją mamę

A ja wolę moją mamę
bo kocha życie i gdy trzeba bierze je za rogi,
bo zawsze mogę na nią liczyć,
bo zawsze jest kiedy jej potrzebuję,
bo dzięki niej lubię Annę Jantar,
bo pokonała raka cycków i to dwa razy,
bo gotuje najlepsze obiady na świecie,
bo jej ogórki konserwowe to mistrzostwo świata,
a pospolite buraki w jej garnku nabierają boskiego smaku,
bo  robi najwspanialsze pierogi z grzybami,
bo pilnuje mojego zdrowia,
bo pomaga mi być mamą,
bo zawsze zachwyca się tym co ugotuję,
bo ma fajne powiedzonka,
bo jest ze mnie dumna.
Kocham Cię Mamo!!!

czwartek, 24 maja 2012

Cud Neli, czyli śmierć i narodziny

24 maja 1967
Umiera mama mojej mamy, Antonia nazywana przez wszystkich Nelą.
Babcia Nela, którą znam tylko ze zdjęć i opowieści.
maj 2004
Agnieszka, bratowa, w szpitalu walczy, przy pomocy medycyny, o każdy dzień utrzymania ciąży. Michał, młodszy brat, bardzo daleko na koncertach w Japonii.  Ja na początku ciąży z Hanią. Cała rodzina w wielkim stresie.
24 maja 2004
Telefon od mamy i słowa wypowiadane przez łzy „Agnieszka urodziła”.  Nieco dziwne połączenie: narodziny i łzy,  które wtedy trudno było nazwać łzami szczęścia.  Pytam: „żyje?”
Odpowiedź: „tak, ale…”.  No to będzie żyć, tak sobie ułożyłam w głowie i  że ta data to dla nas znak , bo przecież nic 2 razy się nie zdarza. Dziewczynka, Nela. Urodzona zamiast 2 września to 24 maja, zamiast w 40 tygodniu ciąży, to w 25.  I nie mam żalu, że to imię już nie dla mojej córki, chociaż tak bardzo chciałam. Ta mała to imię sobie przyniosła i tylko ona ma do niego prawo. No przecież ta data 24 maja.
Stan krytyczny
Waga 720 gram, trochę więcej niż  pół torebki cukru.
Wzrost 36 cm,  podobno dużo jak na 25 tydzień ciąży
Główka wielkości mandarynki, skóra prześwitująca. Mikrusi człowiek w  wielkim świecie  rurek, kabli i specjalistycznej aparatury, która pomaga Neli żyć.
I bardzo dużo nadziei, łez, strachu, nadziei…
 Piszą o Neli w gazecie Kulisy nr 26:  ”Śpi. Wątłe rączki leżą przywiedzione do boków. Musi zbierać siły, bo czekają ją tygodnie walki. Malutkie ciałko w inkubatorze, niewiele większe od dłoni dorosłego człowieka, okryte kocykiem i folą aluminiową.”
3 miesiące na granicy życia i śmierć. Czasami nie musieliśmy pytać, aby wiedzieć jak jest. Wyraz twarzy i  brak słów wystarczał. Czasami nie wiedzieliśmy wszystkiego.
Negocjacje z Bogiem.
Boże jak ma umrzeć, to nie 26 maja w Dzień Matki. Przeżyła.
Boże jak ma umrzeć , to nie 1 czerwca w Dzień Dziecka. Przeżyła
Boże Nela ma żyć.
Cud
Dziś Nela obchodzi 8 urodziny.  I pewnie jeszcze nie ma świadomości, co ją na początku życia spotkało. I jaką walkę stoczyła. Jak Dawid z Goliatem. I pewnie jeszcze nie wie, ilu ludzi się za nią modliło, w ilu kościołach różnych wyznań trwały modlitwy, iIe osób życzyło jej życia.

Nela

Jest  z nami. Zdrowa. Śliczna. Mądra. Kochana. Oczko w głowie.
Cud. Cud Neli.

czwartek, 17 maja 2012

Moja rodzina żyje zdrowo cd.

Prezentuję efekt naszej wspólnej pracy,  nad obrazem rodziny M. na basenie.
tor 1: tata "Płetwal błękitny"
tor 2: mama "Foka grenlandzka"
tor 3: babcia "Makrela"
tor 4: Hania "Flądra"
na zjeżdżalni: Gosia "Sardynka"

Mamy nadzieję, że nasza wrażliwość artystyczna przemówi do szanownego "żuri" :)

Obsesja.

O są, jeden, dwa, trzy, cztery. Jakie dorodne, wysokie.  O i jeszcze jeden smukły. Sam, aby inne nie przyćmiły jego piękna.  No proszę a tu kilka małych w pięknym rozkwicie. I znowu,  cała aleja. Sporo jest ich także przy śmietnikach, może posadzone dla kontrastu?  
A jaki piękny różowy *dywan z płatków czterech dorodnych kasztanowców pokrył chodnik przy pl. Grzybowskim.
*(„piękny różowy” ???. Jak różowy może być piękny? Widocznie moje pojęcie piękna  weszło w  inny wymiar albo  to efekt uboczny posiadania 2 córek w wieku - do lat siedmiu.)
Moja majowa obsesja, czyli w poszukiwaniu KASZTANOWCÓW, trwa. Autobusowo – tramwajowe  obserwacje warszawskiej przyrody to mój sposób na coraz bardziej wydłużające się przemieszczanie z centrum Europejskiej Stolycy  na rozkopane peryferie tego w Wiecznym Remoncie Miasta. Stop,  bo z obsesji wkroczę w stan  frustracji.
Więc uspokajająco na koniec taki oto obrazek:  wrześniowe zbieranie lśniących, brązowych nasion kasztanowca czyli kasztanów.

środa, 16 maja 2012

Recykling.

„We are the champions”  tak powinniśmy sobie śpiewać.  Oczywiście,  że lubimy Queen, jednak przede wszystkim jesteśmy mistrzami w zbieraniu… makulatury. A właściwie to małżonek jest królem recyklingu (niestety nie pracuje w tej dochodowej branży). On dostarcza surowiec przy dużej pomocy swojego kolegi i swoich teściów. Zbiera, pakuje, waży, podpisuje i dowozi.
Całą rodziną  wpadliśmy w akcję zbierania surowca wtórnego papierowego, którą organizuje szkoła Hani i co miesiąc ogłasza  wyniki zbiórki. Wpadliśmy, bo trochę jesteśmy  „eko” (to tak dla dobrego wizerunku).  Po prostu lubimy z Hanią kolekcjonować dyplomy  oraz  widzieć swoje  nazwisko na liście zwycięzców.  Niezmiernie nakręca i motywuje nas  także konkurencja przynoszącą do szkoły stosy paczek o wadze 15kg każda. Jak oni to donoszą, a może wwożą do szkolnej szatni, bo małżonek dyszy przy 8 kg na każdą rękę. Umiejętności noszenia na głowie jeszcze nie posiadł.
Małżonek, w myśl zasady cel uświęca środki, wydobył papierowy surowiec dosłownie spod ziemi. Zaczął oczyszczać naszą starą ochocką piwnicę z „Przekroju” z lat zamierzchłych, które to lata młodzieży  mogą wydawać się przed wiekami. Papier suchy, nieco w odcieniu sepi, ale jak najbardziej nadający się na przeróbkę. Powiedziałabym surowiec szlachetny.
Więc zanim wyrzucicie gazety… J zadzwońcie do nas.

wtorek, 15 maja 2012

Moja rodzina żyje zdrowo


 na zdrowie
 To nie jest hasło opisujące Rodzinę M. Chociaż, jakby się zastanowić... Nie pijemy, nie palimy, rowery na balkonie trzymamy, kilka razy w roku sadzimy rzeżuchę i nawet ją jemy. Konsumujemy pomidory w sezonie i jabłka. Jajka tylko od kur wiejskich z tzw. szczęśliwej hodowli. I jak zauważyła Gosia chodzimy po deszczu (to jej zdaniem też dla zdrowia, a nie z braku drugiego samochodu i licencji na jego prowadzenie). Dzieci na rolkach jeżdżą i dopóki sobie czegoś nie rozwalą  - to też dla zdrowia.

i tu też na zdrowie

Wracając do tytułu. To jest temat konkursu plastycznego w przedszkolu Małgo. Dowolna technika w formacie A4 lub A3. I bądź tu rodzicu mądry. Bo co niby te rowery namalować, albo zrobić z nich kolaż? A może kijki do chodzenia, które rok temu mamusia dostała na imieniny i dwa razy się z nimi przeszła dla zdrowia. Idealnie to  namalować mamusię pożerającą czekoladę ze względu na magnez w niej zawarty - czyli dla zdrowia.


Na szczęście moją wenę przystopowala jak zwykle konkretna Małgo. "Zróbmy rysunek jak byliśmy na basenie z babcią, przecież to też rodzina"  :). Więc pomysł mamy:  rodzina M. na basenie. Wprawdzie to widok rzadki szczególnie od kiedy nie mieszkamy na Ochocie. Jutro realizujemy się plastycznie  - techniką dowolną i mieszaną, w formacie A4 a może A3, głównie rączkami Gosi.


poniedziałek, 14 maja 2012

Hania ,Hanusia, Hanna ,1kl.

Dzisia ja HANIA  piszę sama .

Mama pozwoliła mi pisać w jej blogu.
Moja siostra  GOSIA chodzi do przedszkola 215 Pingwinka.
O mnie czyli  o HANI lubię grać na pianinie i tanczyć , czytać to moja pasja.

Heros(ki)

Historia:
pilot w ręku i szukanie ciekawego programu. Natrafiłam na reportaż: małe dziecko, chore, dużo dziwnego sprzętu. Nie szukałam dalej, zostałam na kanale, którego  nie oglądam. I tak poznałam historę małego Franka. Szkok, zadziwienie, wzruszenie i PODZIW. Potem zajrzałam na strony innych dzieci: Antka i Szymona ,które chorują na SMA. To samo: szkok, zadziwienie, wzruszenie i PODZIW.
Podziw dla tych dzieci, dla ich rodzin i dla ich MAM. Heroski dnia codziennego, walczące o oddech swoich dzieci i ich dobre życie.
Refleksje:
Jak one to robią? Skąd czerpią tyle siły, aby pchać te wózki (dosłownie) i jeszcze okrasić humorem swoje historie? Czytam i widzę morze miłości i szacunku do swoich dzieci.
Heroski.

sobota, 12 maja 2012

Jakub, Kuba, Kubuś, Rodzynek

Dziś ważny dzień dla całej naszej rodziny. Kuba, najstarszy wnuczek moich rodziców, przystąpił do Pierwszej Komunii. Dzień radości ze szczyptą wzruszeń. Piękna i prosta, bo skierowana do dzieci oprawa mszy, ozdobiona grą na skrzypcach mojego brata Michała i bratowej Agnieszki.
Potem uroczysty obiad i przepyszne desery.
Lubię patrzeć jak dzieci mojego brata i moje dorastają razem. Jeden chłopak - rodzynek w babskim cieście oraz cztery dziewczyny: Nela, Hania, Małgosia,  Emilka. Niezwykły wypiek, jak na mój smak bardzo udany :).

środa, 9 maja 2012

Dlaczego

Dlaczego blog?
Trochę zainspirowana innymi blogami.
Trochę z przyjemności pisania.
Trochę z ciekawości.
Trochę dla pamięci.
Trochę dla siebie.
.

wtorek, 8 maja 2012

Początek

Założyłam blog. Własny blog. Nie wiem jak tu się poruszać :). Dojdę do wprawy.
Hania, pierworodna, spytała o czym będę pisać.
Będę pisać o nas, o Przemku, o Hani, o Gosi, o mnie...